Cystic
„Palace
Of Shadows”
Chaos Records 2023
Jak
się okazuje, Seattle to nie tylko rozciągnięte swetry, przetłuszczone włosy i
grunge, bo stamtąd również pochodzi Cystic. Kiedyś byli tercetem, ale teraz
występują jako kwartet. Powstali w 2018 roku i od tamtego czasu podobno zdążyli
nieźle namieszać na tamtejszej scenie swoimi demosami i epkami. W sierpniu
ukazała się ich pierwsza płyta, na której zamieścili dziewięć zapleśniałych
utworów. Już sama okładka tego wydawnictwa wskazuje na to, iż nie będziemy
mieli do czynienia z muzyką pokroju Nirvany czy Pearl Jam, ponieważ
zainteresowania Amerykanów fruwają wokół metalu śmierci. Te, jeżeli chodzi o
ścisłość, siedem numerów, gdyż pierwszy i ostatni to intro i outro, to nic
innego jak klasyczny death metal żywcem wyjęty z lat dziewięćdziesiątych. Wiele
można by było napisać o „Palace Of Shadows”, ale nie ma co ściemniać.
Kompozycje Cystic to proste granie. Zmienne tempa, riffy oparte na thrashowym
kostkowaniu, dociążone odpowiednim brzmieniem gitar i sekcją rytmiczną, w
której bas pełni główną rolę, a solowe jego przerywniki to norma w tradycyjnym
ujęciu tego gatunku. Nie należy zapomnieć o wokalach, których gardłowy i
chropowaty charakter doskonale wpisuje się w brudną i stęchłą warstwę dźwiękową
tej produkcji. Być może, że kawałki Cystic na chwilę obecną nie wyróżniają się
niczym szczególnym od tych, które są nam dobrze znane, gdyż przypominają nieco
początki Death i Autopsy, a i szwedzizną momentami też zalatują, to nie można
odmówić tym chłopakom niesamowitej energii jaką włożyli w ten materiał. Słychać
to za sprawą dość dużego wpływu punka w ich muzykowaniu. W szybszych partiach
czy też nagłych galopadach akordy oraz lekko kartonowe werble wyraźnie wskazują
na rebeliancki stosunek tej czwórki muzyków do świata. Poza gniotącymi nutami w
średnim rytmie jak i śmierdzącą rozkładem wolną agogiką, reszta riffów wydaje
się być czysto anarchistyczna, a jej podkute glany mocno walą w ryj. I to jest
wartość dodana. Czekam na kolejne nagrania w wydaniu Cystic, bo rozwój tego
bandu, mając na uwadze poprzednie jego wynurzenia, jest znaczny. Całkiem
prawdopodobne, że z każdą następną propozycją będzie jeszcze lepiej. Tym czasem
polecam „Palace Of Shadows” jako ciekawy i nawet smaczny kęs dusznego i zarazem
pełnego ikry death metalu rodem z końcówki poprzedniego stulecia.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz