„Swatta”
Selfmadegod
Records 2023
Gdy
tylko zobaczyłem w mej skrzynce, przeznaczonej na płyty do recenzji, kolejny
krążek sygnowany pieczęcią Selfmadegod Records, wiedziałem, że będzie kurwa
wpierdol. No i nie pomyliłem się nic, a nic. Wpierdol jest, i to taki, że
prostują się banany na wierzbach, a wszystkie Jezuski w przydrożnych kapliczkach
srają na rzadko. Może jednak po kolei, wszak wiadomym jest, że pośpiech jest
wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Tak więc Chepang, to eskadra urodzona w Nepalu,
która osiadła ostatecznie w Stanach, a „Swatta” to trzeci, pełny album grupy.
Panowie nakurwiają soczysty, w chuj agresywny Grindcore, który obiekty niszczy
nad wyraz skutecznie, a i jeńców brać nie zamierza (bo i po co?). „Swatta” to
zatem płytka, która wręcz kipi od rozpierdalających bębnów, wyrywającego flaki z
korzeniami basu, miażdżących, jadowitych riffów i różnorodnych, ekstremalnych
wokali, których poziom wkurwienia sięga zenitu. No i tak Chepang sieje swój
rozpierdol przez prawie 49 minut. Każdy, nawet ten, który do Grind’owego
ogródka zagląda tylko raz na jakiś czas, orientuje się już z pewnością (a
przynajmniej tak sądzę), że współczesne produkcje z tego gatunku, to nie jest
już li tylko hałaśliwe, proste, tępe jebnięcie. Produkcje tego pokroju są w tej
chwili o całe piekło bardziej złożone, niż to drzewniej bywało, a „Swatta” jest
tego modelowym wręcz przykładem. Struktury rytmiczne są tu bowiem nielicho
popaprane (i nie mówię tu o chwilowych wytryskach blastów osiągających prędkość
światła), wiosła często, gęsto kręcą jak
ta lala, a do tego dochodzi jeszcze wysoce niepokojąca, agresywna, wulgarna
elektronika i burzące poczucie wewnętrznego komfortu schematy reprezentatywne
dla wydawnictw z klimatów brutalnego noise’a, nie wspominając już o dzikich,
wydaje się, że na wpół improwizowanych, drylujących mózg napierdalankach, dziwnych,
gitarowych tonacjach, czy wywijasach perkusyjnych o zmiennej glazurze i
intensywności. Jednym słowem „Swatta” to pozawijany, brutalny wypierdol na sto
dwa, który miażdży niczym nasz kultowy za komuny Rudy 102. Cudnej maści,
masakrujący Grindcore. Polecam wszystkim, którzy to lubią. Ja tam se tę płytkę
zakupię na pewno, a co, duży jestem i już mi wolno.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz