wtorek, 12 września 2023

Recenzja Solipnosis „Sintesis Silenciosa”

 

Solipnosis

„Sintesis Silenciosa”

විරෑපී (VIRŪPI) 2023

Dziś mamy małą ciekawostkę z odległego kontynentu Ameryki Południowej. Chile to kraj kojarzący się głównie z thrash i death, tudzież black metalem. Najczęściej bardzo typowym dla tamtejszego rejonu świata, i bynajmniej nie wytykam tego jako zarzut. Czasem jednak zrodzi się w tym kraju coś, co ewidentnie wyróżnia się spośród tłumu. Nie tylko zresztą wyróżnia, ale i stara dreptać ścieżkami niekoniecznie wcześniej uczęszczanymi. Kojarzycie Sign of Evil? Podobało się? No to mam dla was dobrą wiadomość. Już za chwilę będziecie mogli obok „Psychodelic Death” postawić na półce „Sintesis Silenciosa”. Podobieństw między tymi tworami jest przynajmniej kilka. Miejsce pochodzenia, fakt, iż oba projekty to akty jednoosobowe i, przede wszystkim, awangardowe podejście do tematu. I to awangardowe w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. „Sintesis Silenciosa” to drugi duży materiał Centavri’a, a pierwszy jaki dane mi jest usłyszeć. Jednocześnie to trzydzieści pięć minut mikstury, która przenosi w nieco inny stan świadomości. I na pewno nie dla każdego będzie do przełknięcia i strawienia. Chilijczyk powrzucał do kotła praktycznie wszystko, co mu wpadło w łapy, niczym najebany czarodziej. W jego kompozycjach znajdziemy speed metal (często na sterydach), elementy black metalu (przede wszystkim pierwszofalowego), doom / sludge, horroru, granie akustyczne, chochlę psychodelii i od cholery innych wariacji. Raz zajedzie tu wczesnym Bathory, gdzie indziej graniem teutońskim… Szybkie partie, często z zmieniającymi się niespodziewanie akordami, równie nielogicznie (przynajmniej przy pierwszym podejściu) zwalniają i zaczynają się czary. No weźmy taki „Poder Absoluto Individual”, utwór rozkręcający się i przyspieszający nawet w chwili, gdy wydaje nam się, że tu szybciej już nie pójdzie, nagle przechodzący w teatralno rytualny happening, by po chwili rozbić oniemiałego słuchacza ponowną erupcją wściekłości. To, że ten album jest popierdolony, to jedno. Inna rzecz, że słuchając go po raz któryś, odnajdujemy kolejne drobne smaczki i to w najmniej teoretycznie odpowiednich miejscach. Choćby drobne partie klawiszowe (instrumenty dęte?) podłożone pod thrashowe blasty. Nieźle odjechane są też wokale. I to niekoniecznie te pierwszoplanowe, śpiewane po hiszpańsku i niezwykle ekspresyjne - wrzeszczane, jęczane, piszczane, ale towarzyszące im zza grubej kotary dośpiewy w tle.  Powiem wam, że zacząłem wszystko ogarniać dopiero po kilku odsłuchach, a po kilku kolejnych „Sintesis Silenciosa” wbił mi się w głowę niczym haczyk na ryby. Zakotwiczył i wyleźć nie chciał. Jeśli zatem szukacie czegoś nieoczywistego, awangardowego a jednocześnie stojącego z dala od łatki „post”, to jest szansa, że nowy album Solipnosis do was przemówi. I opęta tak samo mocno jak mnie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz