Solipnosis
„Sintesis Silenciosa”
විරෑපී (VIRŪPI) 2023
Dziś mamy małą ciekawostkę z odległego
kontynentu Ameryki Południowej. Chile to kraj kojarzący się głównie z thrash i
death, tudzież black metalem. Najczęściej bardzo typowym dla tamtejszego rejonu
świata, i bynajmniej nie wytykam tego jako zarzut. Czasem jednak zrodzi się w
tym kraju coś, co ewidentnie wyróżnia się spośród tłumu. Nie tylko zresztą
wyróżnia, ale i stara dreptać ścieżkami niekoniecznie wcześniej uczęszczanymi.
Kojarzycie Sign of Evil? Podobało się? No to mam dla was dobrą wiadomość. Już
za chwilę będziecie mogli obok „Psychodelic Death” postawić na półce „Sintesis
Silenciosa”. Podobieństw między tymi tworami jest przynajmniej kilka. Miejsce
pochodzenia, fakt, iż oba projekty to akty jednoosobowe i, przede wszystkim,
awangardowe podejście do tematu. I to awangardowe w jak najbardziej pozytywnym
tego słowa znaczeniu. „Sintesis Silenciosa” to drugi duży materiał Centavri’a,
a pierwszy jaki dane mi jest usłyszeć. Jednocześnie to trzydzieści pięć minut
mikstury, która przenosi w nieco inny stan świadomości. I na pewno nie dla
każdego będzie do przełknięcia i strawienia. Chilijczyk powrzucał do kotła
praktycznie wszystko, co mu wpadło w łapy, niczym najebany czarodziej. W jego
kompozycjach znajdziemy speed metal (często na sterydach), elementy black
metalu (przede wszystkim pierwszofalowego), doom / sludge, horroru, granie
akustyczne, chochlę psychodelii i od cholery innych wariacji. Raz zajedzie tu
wczesnym Bathory, gdzie indziej graniem teutońskim… Szybkie partie, często z
zmieniającymi się niespodziewanie akordami, równie nielogicznie (przynajmniej
przy pierwszym podejściu) zwalniają i zaczynają się czary. No weźmy taki „Poder
Absoluto Individual”, utwór rozkręcający się i przyspieszający nawet w chwili,
gdy wydaje nam się, że tu szybciej już nie pójdzie, nagle przechodzący w
teatralno rytualny happening, by po chwili rozbić oniemiałego słuchacza ponowną
erupcją wściekłości. To, że ten album jest popierdolony, to jedno. Inna rzecz,
że słuchając go po raz któryś, odnajdujemy kolejne drobne smaczki i to w
najmniej teoretycznie odpowiednich miejscach. Choćby drobne partie klawiszowe
(instrumenty dęte?) podłożone pod thrashowe blasty. Nieźle odjechane są też
wokale. I to niekoniecznie te pierwszoplanowe, śpiewane po hiszpańsku i
niezwykle ekspresyjne - wrzeszczane, jęczane, piszczane, ale towarzyszące im
zza grubej kotary dośpiewy w tle. Powiem
wam, że zacząłem wszystko ogarniać dopiero po kilku odsłuchach, a po kilku
kolejnych „Sintesis Silenciosa” wbił mi się w głowę niczym haczyk na ryby.
Zakotwiczył i wyleźć nie chciał. Jeśli zatem szukacie czegoś nieoczywistego,
awangardowego a jednocześnie stojącego z dala od łatki „post”, to jest szansa,
że nowy album Solipnosis do was przemówi. I opęta tak samo mocno jak mnie.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz