wtorek, 12 września 2023

Recenzja INFERNAL THRONE „Caelum Et Infernum”

 

INFERNAL THRONE

„Caelum Et Infernum”

Theogonia Records 2023

Theogonia Records to wytwórnia, która w stosunkowo krótkim czasie stała się dla mnie synonimem jakości. Każde bowiem wydawnictwo, jakie ostatnimi czasy ukazało się pod jej skrzydłami, nie zeszło poniżej pewnego, oczywiście odpowiednio wysokiego poziomu, ale przede wszystkim miało do zaoferowania ciekawą muzykę. Co prawda z niektórymi pozycjami trzeba było poromansować nieco dłużej, aby uderzyły z pełną mocą, ale może to i dobrze, wszak wiadomo, że lekkostrawną papkę wydala się szybciej, niż treściwe, pełnowartościowe potrawy. Czy zatem najnowsza produkcja z tej stajni, czyli pierwszy, pełny album greckiego projektu Infernal Throne sprostała dosyć wysokim wymaganiom, jaki postawiły przed nią poprzednie wydawnictwa tego labelu? Pewnie, bo dlaczego by nie!? „Caelum Et Infernum” to bardzo fajny kawałek zadziornego Black/Thrash Metalu stworzonego podług wytycznych starej szkoły gatunku. Usłyszymy tu więc jadowite, surowe riffy, chwytliwe akordy i niepokojące, rezonujące z lekka harmonie rodem z Hellady, bluźniercze, agresywne wokale, które w równym stopniu czerpią ze spuścizny korzennego Thrashu, jak i rasowej, tradycyjnej diabelszczyzny, oraz sekcję, która gniecie równo i siarczyście. To właśnie ciężka, w przeważającej części marszowa motoryka tych wałków napędza w głównej mierze cały ten krążek i robi robotę, mimo beczek obsługiwanych, jak mi się wydaje przez programowanego nieboszczyka. Ma ta płytka dynamikę i niezgorsze pierdnięcie, a okultystyczny, zalatujący aromatem piekła klimat, jaki się nad nią unosi,  zaliczyć możemy także do fachowych i reprezentatywnych dla produkcji z tej kategorii. Doprawdy, dobry to materiał, aczkolwiek nie wiadomo jakich fajerwerków spodziewać się po nim nie należy. Powiedziałbym nawet, że to album raczej koszerny i trzewny, który oddziela mężczyzn od chłopców (bądź jak kto woli kobiety od dziewic), co w moich oczach także jest jego dużą zaletą. Tak więc, jeżeli lubicie takie klasycznie zorientowane, niefiltrowane granie, a zarazem nie macie nic przeciwko wykorzystywaniu  dobrodziejstw technologii (myślę tu o automacie perkusyjnym), to ta płytka dostarczy Wam przyjemności na morgi i hektary (albo i jeszcze więcej). Mnie w każdym razie ten krążek zrobił dobrze, więc łykam go bez marudzenia, że nie ma popitki i czekam na kolejne wieści z Piekielnego Tronu.

 

Hatzamoth

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz