HORDE CASKET
„Vatic Doom” (Ep)
Independent 2023
Może od razu przejdę do rzeczy, bo też w przypadku Horde Casket nie ma co pierdolić bez sensu. Zespół ten od samego początku (czyli od 2006 roku) wierny jest bowiem Brutalnemu Metalowi Śmierci amerykańskiej szkoły gatunku i ani myśli się od niego oddalać. Jeden ich album jest odrobinę lepszy, inny nieco gorszy, ale tak naprawdę o ich ocenie decydują detale, a grupa z Oklahomy cały czas utrzymuje odpowiednio wysoki poziom i dla fanów muzycznego okrucieństwa jest niewątpliwie opoką i ostoją, żeby nie powiedzieć, że nawet jedną z ikon współczesnego Brutal Death Metalu. I taka też właśnie jest najnowsza, tegoroczna propozycja Szkatuły Hordy. Żadna to jutrzenka gatunku. Raczej powiedziałbym, że to wyśmienite rzemiosło, ale i tak wierni maniacy gatunku, w tym także i ja uznają, że to bardzo dobry, wart zainteresowania materiał. I też faktycznie takim on jest. „Vatic Doom” to trochę ponad 25 minut brutalnego patroszenia na amerykańską modłę, gdzie sekcja rytmiczna (czyli różnorako napierdalające bębny i bas, który rozrywa na strzępy) zapewnia potężny groove, mocno techniczne riffy i tnące do kości, wykrwawiające solówki poniewierają bestialsko, a niskie, głębokie, gardłowe growle rzygają ku chwale śmiertelnej zgnilizny. No i niejako ten klasyczny, bezkompromisowy rdzeń określa i determinuje tę produkcję, więc spodziewać się po niej czegoś więcej, niż to, co nam oferuje (a oferuje rzeźniczenie lotów bardzo wysokich), to tak jakby spodziewać się, że kościół katolicki wydali ze swych szeregów i umożliwi osądzenie wszystkich, jebanych pedofili. Tak więc nie naginając rzeczywistości i nie próbując dostrzec czegoś, czego nie ma, stwierdzam, że „Zagłada Watykanu”, to materiał w chuj brutalny i zarazem w pełni reprezentatywny dla HordeCasket. A to, czy komuś się on podoba, czy też nie, mam centralnie w dupie albo jeszcze niżej. Jak dla mnie jest git i ja to kupuję.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz