poniedziałek, 4 września 2023

Recenzja Melan Selas „Zephyrean Hymns”

 

Melan Selas

„Zephyrean Hymns”

The Circle Music 2023

Czy można spierdolić klasyczny, grecki black metal? Oczywiście to pytanie retorycznie, bo spierdolić można wszystko. Może zatem zadam je inaczej. Jak najprościej spierdolić coś, co z założenia powinno serce moje rozgrzać i przyspieszyć krążenie lepiej niż mocna czarna? Przepis jest prosty. Nazywamy się Melan Selas. Czyli dość tajemniczo, bo nie wiem co się pod tym pojęciem kryje, a Internet średnio pomaga. Dajemy w notce promocyjnej info, że gramy black metal wiadomego odłamu, a na okładkę wrzucamy minimalistyczny obrazek w dwukolorze skrajnym i logo wyglądające jak tradycyjne logo z okresu drugiej fali. Człowiek sobie myśli „Jest dobrze”. Włącza, słyszy znajomy strój gitary i riff wyjęty z, dajmy na to, Rotting Christ, choć mocno już przepłukany. I teraz… Kiedy ja, nieborak, czekam na wejście znajomego perkusyjnego rytmu i pognanie do przodu w znajomych klimatach, pada cios pierwszy… Laska na wokalu? Zaglądamy do notki. No, kurwa, tak. Co gorsza, najpierw opowiada wiersze, potem zaczyna przechodzić w rejestry blackmetalowe. Niestety to słychać od razu, że skrzeczy baba. No nic to, może nie będzie tak źle… Ale jest. Pojawiają się melodyjki ni chuj nie pasujące do tej muzyki, przepełnione słodyczą, radosne, bardziej chyba pasujące do późniejszego In Flames niż Varathron. Kolejny drażniący element to próba niepotrzebnego łamania prostych z natury akordów greckich. Rozumiem, że to ma być taka inność własna zespołu, ale pasuje to jak pięść do nosa. No a laska nadal opowiada te swoje wiersze. Wjeżdża solówka, przy której potańczyć można a w tle płyną, na chuj tu komu do szczęścia potrzebne, wepchnięte na chama kolanem, klawisze. Są tu chyba dlatego, bo używali ich pionierzy, i to faktycznie w sporych ilościach. Ale do chuja pana, tam one tworzyły swoim mrokiem ten specyficzny klimat. Tutaj są bo… „muszą”? Żeby wbić kolejny gwóźdź (zaznaczam, że do trumny, nie w dłoń zbawiciela) wrzucamy jeszcze gdzieś tam riff typowo skandynawski. Ale nie przemyślanie. Klinem. A potem znów mielimy po grecku, ale tak na pół gwizdka, żeby czasem się za bardzo nie wysilić. Koniecznie przy okazji spłaszczając bębny, bo po co komu takie głębokie jak w oryginale? No i jak nam po drodze przyjdzie do głowy jakaś inna głupota, to sru! Do jednego wora. Gdzie? A gdzie jest bliżej, co będziemy się zastanawiać. Takie mniej więcej mam wrażenia słuchając trzeciego albumu Melan Selas. Spierdoliła mi ta pani (i pan) wieczór, bo akurat miałem nastrój na południowy black metal. Niestety, dla mnie „Zephyrean Hymns” jest profanacją kultu. Albo bardzo nieudolną próba zbudowania na jego podwalinach czegoś oryginalnego. Nie wiem nawet co z tym zrobić. Do kibla nie wrzucę, bo mi wybije. Za okno nie pizdnę, bo będzie kolejna afera z nieutylizowanymi odpadami. Chyba to odeślę wydawcy, niech on się martwi. Po-raż-ka!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz