Carathis
„The Haunting Of Sablewood”
Personal Records 2023
Chcąc
nie chcąc spotykam się z nimi po raz drugi. Ta dwójka muzyków, gdzie jeden jest
Austriakiem, a drugi Szwedem zawiązała swój skład dwa lata temu. W połowie
września wyda już czwartą epkę, na której znajdzie się pięć numerów, będących
rozwinięciem melodyjnego i lekkostrawnego black metalu jakim dotąd raczył nas
Carathis. Tym razem panowie poszli o krok dalej, wplatając do swych kompozycji
elementy heavy i rocka, tworząc jeszcze bardziej osobliwą muzykę, w której prym
wiodą wodewilowe melodie bez umiaru okraszone wampirycznie kojarzącymi się
syntezatorami. W sumie na dobre im to wyszło, gdyż obecny materiał nie sili się
na bycie niby cudownym i chwytliwym black metalem, bo w istocie jest po prostu krotochwilnym
i trochę tandetnym graniem, które z powodzeniem będzie można puścić na
zbliżającej się wielkimi krokami imprezie z dyniami w tle. Na „The Haunting Of
Sablewood” spotkamy się z riffami o delikatnej wadze, które mkną w szybkich i
średnich tempach, niosąc ze sobą chwytliwe nuty, doprawione czarcim skrzekiem
wokalisty. Wraz z nimi, ramię w ramię, podążają wspomniane klawisze, nadając
wszystkiemu nieco jarmarcznego wydźwięku. Całość jawi się jako specyficzna
fuzja szwedzkiego, czytaj, tanecznego bleczura, power metalu w stylu Helloween
oraz krwiopijnego klimatu żywcem wyjętego z twórczości Cradle Of Filth.
Niemniej jednak, słuchając tego materiału odnoszę wrażenie, iż Carathis niezbyt
poważnie podchodzą do tego co robią. Chyba z rozmysłem puszczają do odbiorców
oczko, świetnie się przy tym bawiąc, co najwyraźniej słychać w ostatnim,
pobrzmiewająco nieco punkiem „Skeleton Christ”. Może jest to właśnie plus
teraźniejszego oblicza tej kapeli, które być może komuś się spodoba. Glamowo
brzmiący, zabawowy speed metal z gotyckim zabarwieniem, potraktowany bez
zadęcia i z przymrużeniem oka. Na luźną prywatkę w sam raz i nic poza tym.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz